naglowek

1945 - wysiedlenie Niemców aktem sprawiedliwości

Przemówienie Tomasza Szczepańskiego - przewodniczącego Stowarzyszenia „Niklot” - wygłoszone podczas manifestacji w dniu 6 IX 2003 r.

Szanowni Państwo!

W chwili gdy tu się zebraliśmy w najpotężniejszym państwie Europy - Niemczech - odbywa się zjazd Związku Wypędzonych, organizacji nie uznającej obecnych granic Polski i Czech. W konstytucji Niemiec istnieje artykuł 116 stwierdzający ich prawne istnienie w granicach z 1937 r. Kolejne pokolenie tzw. „wypędzonych” to wpływowe lobby w bardzo wpływowym kraju. Jego szef, Erika Steinbach, jest nie tylko deputowanym, lecz także członkiem władz CDU - jednej z głównych partii Niemiec, partii mogącej niebawem rządzić. W tym położeniu dyskusja o Centrum Wypędzonych nie jest i nie może być dyskusją historyczną. Zresztą rozmowa o historii nigdy nie jest tylko o niej, ponieważ jak nam przypomina Norwid „przeszłość to jest dziś tylko cokolwiek dalej”.

 

Wysiedlenie jako kara.

Stronnicy „wysiedleńców” podkreślają bezsprzeczny fakt, że cierpienia dotknęły niewinną ludność. Nikt temu nie przeczy, zanim jednak dojdziemy do kwestii niewinności ustalmy, o czym mówimy. Czy o wymordowanych cywilach przez Armię Czerwoną? Oczywiście nie, gdyż na postępowanie Sowietów strona polska nie miała żadnego wpływu i już z tej racji nie ponosi żadnej odpowiedzialności.
Czy o tych, którzy zamarzli dlatego, że ewakuowano ich nagle i bez przygotowań w środku zimy? Co najmniej pośrednią odpowiedzialność ponosi tu ich własny rząd i jego rozkazy często do ostatniej chwili zakazujące Niemcom ucieczki.
Czy o tych, którzy utonęli dlatego, że ewakuowano ich na okrętach wojennych - uzbrojonych i obsadzonych przez wojsko, których topienie jest zwykłym prawem wojny? A kto zezwolił niemieckim cywilom na ucieczkę na ich pokładach, bo przecież nie Polacy?
Strona polska w ogóle nie powinna zajmować się tymi stratami, a wszelkie wliczanie ich do „ofiar wysiedleń” - w domyśle polskich ofiar - traktować jako niegodną manipulację.

Rozumiem jednak, że chodzi o tych cywili, których wysiedlono, a którzy nie popełnili żadnych zbrodni wojennych, ani nie byli poplecznikami hitlerowskiego systemu. Jeżeli jednak mówimy o ich niewinności to tylko w znaczeniu prawnym, że żadnego konkretnego czynu im nie można zarzucić. Nikt jednak nie jest samotną wyspą, jesteśmy członkami konkretnej wspólnoty narodowej i ponosimy odpowiedzialność polityczną za jej postępowanie. A sama ta wspólnota też nie jest tylko sumą oddzielnych jednostek, ale osobnym bytem reprezentowanym przez swoje państwo. A byt taki też ponosi odpowiedzialność za to, co czyni i za to, czego nie czyni. I Niemcy taką odpowiedzialność słusznie poniosły - poprzez częściową utratę jednego z atrybutów państwa, jakim jest terytorium.

I nie są tu wyjątkiem - nasz kraj - Rzeczpospolita Obojga Narodów też poniosła karę za błędy swoich elit, jaką były rozbiory i utrata państwowości - choć zawiniła nieliczna mniejszość. Ta mniejszość jednak współtworzyła słabość, a zatem pośrednio powodowała upadek - a za jej czyny zapłaciła cała wspólnota.

W wypadku Niemców z jeszcze większym przekonaniem można mówić o odpowiedzialności - bo przecież popierali NSDAP nie tylko w 1933r. kiedy demokratycznie wybrali Hitlera. Dochowali mu wierności do końca wojny współtworząc wielomilionowy Wehrmacht, bez którego sukcesy i zbrodnie Hitlera nie byłyby możliwe. Byli w kraju niedemokratycznym, ale nosili broń - a człowiek noszący broń zawsze może ją skierować na nieakceptowanych zwierzchników. Prawie nikt z nich tego nie zrobił - a istnienie antyhitlerowskiej opozycji w Niemczech tylko pokazuje, jak wielkie było poparcie dla NSDAP - poprzez kontrast wobec słabości, jaką opozycja była. Dodajmy - opozycja była prawie nicością nawet w chwili, gdy jasnym się stało, że rząd prowadzi cały ich naród do klęski.
Naród niemiecki wywołał niesprowokowaną wojnę i przegrał ją - i poniósł tego skutki. Wysiedlenie było jednym z tych skutków.

Wysiedlenie jako warunek pokoju.

Narody żyją według swoich własnych reguł - dlatego, gdy te reguły są różne, nie mogą one żyć na jednej ziemi. Sukces państw mieszanych narodowo nie zaprzecza temu zdaniu, bowiem jest albo sukcesem kulturowej asymilacji (jak USA), albo państwa federalnego (jak Szwajcaria). Wreszcie - jest też możliwe, że na jednej ziemi mieszkają obok siebie nosiciele różnych sprzecznych wartości - ale są jasno oddzieleni od siebie. Jeżeli nie ma żadnej z tych możliwości przesiedlenie i postawienie granicy jest mniejszym złem niż konflikt. W 1945r. było ono wyjściem jedynym - a zatem wyjściem politycznie słusznym.

Po doświadczeniach II wojny światowej nikt chyba nie miał wątpliwości, że Polacy i Niemcy (ale też Czesi i Niemcy) nie mogą żyć jako zbiorowości na jednej ziemi. Pozostawienie ich na ziemiach w granicach Polski lub Czech oznaczałoby pozostawić wojnę w tej części Europy długo po zakończeniu właściwej wojny. Jeżeli więc pokój uznajemy za wartość, musimy też w ocenie środków wiodących do pokoju tę wartość uwzględnić. Dodajmy, że z dobrodziejstwa pokoju po 1945 r. korzysta też naród niemiecki - a zatem „wypędzeni” kwestionują warunki czegoś, z czego istnienia sami doznają pożytków. Piją wodę potępiając źródła.

Wysiedlenie Niemców a wysiedlenie Polaków.

Faktem jest, że wiele narodów w XX w. doznało przymusowych wysiedleń, jednak rzecz taka sama nie zawsze jest tym samym. Każdy naród ma prawo czcić własne ofiary - także naród, który wywołał wojnę. Jednak zrównanie krzywdy sprawcy z krzywdą napadniętego jest wprost obraźliwe dla tego ostatniego - i taką właśnie obrazą byłoby „europejskie” Centrum, gdzie obok wywiezionego na Sybir Polaka czy zmuszonego do ucieczki Ormianina figurowałby żołnierz okupacyjnej armii - ojciec pani Steinbach, która okupacji zawdzięcza swój status wypędzonego - urodziła się wszak na tej części Pomorza, która w 1939 r. należała do Polski.

Niemcy wywołały wojnę, Polska przeciwstawiła się agresji dwóch mocarstw. Polacy którzy na Wschodzie utracili swoje strony rodzinne nie oddali ich mającym tam większość narodom, lecz obcemu także dla nich imperium. Utraciliśmy Kresy, bo byliśmy słabsi i zdradzeni przez sojuszników - nie dlatego, że chcieliśmy zdobyć władzę nad światem i powineła nam się noga. Polskich wysiedlonych i niemieckich wysiedlonych nie łączy nic - poza samym faktem wysiedlenia. Budowanie tylko z tego faktu jakiejś wspólnoty, to w najlepszym razie przykład zaczadzenia ideologią.

Wysiedlenie jako zadośćuczynienie.

Polska wyszła z wojny formalnie jako kraj zwycięski, faktycznie będąc krajem przegranym. Poza stratami ludnościowymi i materialnymi utraciliśmy ponad 70 tys. km2 terytorium, a na nich dwa z czterech głównych ośrodków kultury polskiej - Lwów i Wilno. Poza tym utraciliśmy niepodległość ze wszystkimi tego skutkami. Cóż otrzymaliśmy w zamian?
Właściwie 2 elementy rzeczywistości po 1945 r. można uznać za bezspornie korzystne - Ziemie Odzyskane i praktycznie jednolitość narodową społeczeństwa polskiego. Być może były to jedyne korzyści do uzyskania wtedy, ale niezależnie od tego - dlaczego mielibyśmy ich nie żądać? Ta jednolitość etniczna zabezpieczała nas przed V kolumną w masowej skali bardziej niż wszelkie umowy z mniejszością niemiecką, gdyby taka została. Każdą umowę można złamać, poglądy zmienić, a indoktrynację odrzucić - dopiero fizyczna nieobecność wroga naprawdę zabezpiecza. Wysiedlenie Niemców stwarzało warunki dla bezpiecznego bytu Polaków - a jest to minimum, do którego prawo ma każdy naród.

Jest to prawo całkowicie niezależne od wszelkich decyzji mocarstw - i powoływanie się na nie w kontekście wysiedleń nawet, jeżeli jest zasadne wobec uwarunkowań politycznych uwłacza godności narodowej. Oznacza bowiem, że te decyzje także niekorzystne dla nas uznajemy - tymczasem żadne decyzje o Polakach podjęte bez Polaków nie wiążą Polaków. Wysiedlenie Niemców było słuszne same w sobie nie dlatego, że mocarstwa taką decyzję podjęły.

Centrum Wypędzonych - zasłoną dymną?

Na koniec trzeba raz jeszcze podkreślić, że istota nie tkwi w tym czy to Centrum powstanie - bo w końcu Niemcy są państwem suwerennym i w swoich granicach mają prawo stawiać jakie chcą muzea. Nie jest też ważny charakter Centrum, bo tzw. „europejskie” byłoby z polskiego punktu widzenia bardziej szkodliwe niż czysto niemieckie - bo w tym ostatnim stronniczość byłaby jawna i poniekąd oczywista.
Istotny jest fakt, że cała ta sprawa jest przejawem zmiany mentalności w Niemczech - próby duchowej rewizji historii, bez której nie będzie możliwa ta materialna rewizja. W tym sensie nasza obecność tutaj jest także wyrazem czujności.

Warszawa 6 IX 2003

Obszerne fragmenty przemówienia przedrukowała „Nowa Myśl Polska” w numerze 38 z dnia 21 IX 2003.

Projekt graficzny:
Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024 - Stowarzyszenie Na rzecz Tradycji i Kultury NIKLOT

Kontakt

Stowarzyszenie na rzecz Tradycji i Kultury "Niklot"

skr. poczt. 11
03-200 Warszawa 38

e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Oddział szczeciński

skr.poczt. 979
70-952 Szczecin

e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.niklot.szczecin.pl

Oddział szkocki

e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.szkocja.niklot.org.pl

Archiwum